piątek, 12 grudnia 2014

Do widzenia, do jutra!
 

  “Do widzenia, do jutra” jest jednym z moich ukochanych filmów. Moim zdaniem, ten stworzony przed pięćdziesięciu laty film, zupełnie się nie zestarzał. Nadal jest aktualny i urzeka swoim wdziękiem. “Do widzenia...” to debiut reżyserski Janusza Morgensterna (1960). Bardzo zależało mu na współpracy ze Zbyszkiem Cybulskim. Po pierwsze Morgenstern wysoko cenił Cybulskiego jako lidera najsłynniejszego wówczas w Polsce teatrzyku “Bim-Bom”, po drugie zależało mu na tym, abym aktor brał udział w tworzeniu scenariusza do filmu. Tak też się stało. Nad scenariuszem pracował Zbyszek Cybulski wraz ze swoim przyjacielem Bogumiłem Kobielą (trzeci podpisany pod filmem scenarzysta, Wilhelm Mach, był jedynie figurantem - jego nazwisko było dobrze odbierane przez władze komunistyczne i zagwarantowało filmowi “zielone światło”). Tło wydarzeń, o których opowiada film, stanowią autentyczne wątki z życiorysu Cybulskiego. Obaj (Cybulski i Kobiela) byli związani z gdańskim Teatrzykiem Bim-Bom, który stał się inspiracją dla filmowego pantomimicznego teatrzyku małych form “Co to?”. Obaj aktorzy zagrali w swoim filmie. Debiut reżyserski Morgensterna odtwarzał liryczno-sentymentalny klimat głośnego teatrzyku studenckiego.

Film zaczyna się obrazem spotykających się rąk z gdańskiego teatrzyku 'Co to' i gitarową balladą Komedy. Nie przeszkadza blada projekcja, chrypiący dźwięk. Działa elegancja graficznych, czarno-białych kadrów Laskowskiego: dużo światła, powietrza; rock-and-rollowa moda tamtych lat, halki, spódnice i koszule w paski; okulary Zbyszka Cybulskiego, orientalna uroda Tuszyńskiej, którą dubbinguje uroczą polszczyzną Amerykanka, ówczesna żona Kałużyńskiego. Jak wiele o tamtym czasie udało się powiedzieć w tym małym filmie ("Kino" nr 5/2002).
W epizodach pojawiły się interesujące osobowości śrdowiska filmowego, takie jak, scenograf Wowo Bielicki, reżyser  Roman Polański oraz kompozytor Krzysztof Komeda. Całość nakręcono w malowniczych plenerach Gdańska i Sopotu. Najpiękniejszym atutem filmu jest Teresa Tuszyńska, która wciela się w rolę uroczej Marguerite. Jej postać, poza nazwiskiem (w rzeczywistości brzmiało ono Francoise Bourbon), jest autentyczna. Była córką francuskiego konsula, który przebywał w Polsce w latach 1956-60. Miała ona wówczas 16 lat i uczyła się w wiedeńskim liceum, które było najbliższą szkołą prowadzącą zajęcia w języku francuskim. W Polsce spędzała właściwie tylko wakacje i święta. Uwielbiała atmosferę “Bim-Bomu”, poznała wielu młodych ludzi związanych z kabaretem. W filmie zakochuje się w niej pewien student, Jacek, artysta i romantyk.  Obiektem jego marzeń staje się właśnie Marguerite, urocza, niedostępna córka konsula, która już następnego dnia ma  wyjechać z Polski.
Zjawia się w luksusowym samochodzie, mieszka w uroczym pałacyku ogrodzonym wysoką kratą, jej polszczyzna jest jak szczebiot papużki - ironizował Aleksander Jackiewicz. - Tubylcza młodzież czuje, że teraz zjawił się ideał, nareszcie najdoskonalsze wcielenie jej tęsknot. Ich skutery są zaledwie marniutką próbką wozu cudzoziemki, sukienki ich dziewcząt tylko ciuszkami, ich zabaw nie można porównać z jej bankietami, ich francuszczyzny i angielszczyzny z jej językami. Przychodzi ona z wielkiego świata, z dalekich krajów pełnych samolotów i podróży, aby po niedługim czasie tam odlecieć, nieziemska i niepochwytna, rajski ptak zabłąkany w świat młodych Polaków. ("Moja filmoteka. Kino polskie" Warszawa 1983, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe)

Historia znajomości Jacka i Marguerite jest dla mnie niezwykle urzekająca. Genialne dialogi, pięknie, plastycznie wymyślona scena i kadry podczas spaceru zakochanych w trakcie rozmowy o Romeo i Julii wzruszają mnie za każdym razem. Rozpacz Jacka na schodach oraz scena w kościele są silnie naładowane emocjonalnie i oglądjąc, sama czuję jakbym przeżywała to, co czują bohaterowie. Podoba mi się zabawa planami w ramach ujęć tak jak np. w scenie nad morzem, kiedy filmowy Jacek czeka na Marguerite. Wysoce cenię osiągnięcia kinematograficzne “starej” polskiej szkoły filmowej- uważam,że również dzisiaj można się na ich podstawie wiele  nauczyć. Współcześni twórcy zbyt dużą wagę przykładają do techniki i tzw. efektów, zapominają o możliwościach, jakie dają np. długie ujęcia, symbolizm, niedopowiedzenie, działanie na wyobraźnie widza.
 "Do widzenia, do jutra" to portret młodego pokolenia powojennej Polski. Ludzie młodzi, starają się cieszyć życiem, zapominając o wojennej traumie. Poza cudowną, poetycką wręcz warstwą dialogową, swoja estetyką i plastycznością ujmuje nas paleta przeróżnych zmysłowych ujęć.
Zależało mi na tym, żeby pokazać, że pojawiło się nowe pokolenie, inny duch. (...) Chciałem oddać inny sposób myślenia, postępowania, nawet adorowania dziewczyn - subtelniejszy, cieńszy, nie podszyty tandetną ideologią. Trzeba pamiętać, jaki nastrój panował jeszcze kilka lat wcześniej. Na zebraniu ZMP w szkole filmowej zaatakowano mnie za to, że idąc ulicą, głośno się śmiałem. A szkoła była przecież enklawą wolności. Ja się też wtedy zmieniłem. Oczy otworzył mi m.in. wyjazd na Zachód w 1958 roku. "Do widzenia, do jutra" było moją prywatną odwilżą - mówił Janusz Morgenstern w wywiadzie udzielonym po latach Jackowi Szczerbie ("Gazeta Wyborcza", 21.11.2002)

Wyjazd na zachód Janusza Morgensterna zaowocowało tym, że w warstwie formalnej epizody z życia studenckich kabaretów rozbijały główny wątek akcji, nadając całości styl luźnej narracji, charakterystycznej dla torującej sobie dopiero drogę francuskiej "nowej fali". "Do widzenia, do jutra" było zwiastunem i zarazem jednym z pierwszych refleksów tego zjawiska na polskim gruncie.
Jeden z najbardziej niezwykłych dzieł w całej historii polskiego kina. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się rzeczą prawie nierealną i wręcz nieprawdopodobną, że został on kiedyś nakręcony. Z drugiej strony, ukazana w nim historia pewnej miłości kryje w sobie urok magnetycznego wprost działania na widza. I czar ten nie przestaje działać do dzisiaj – pisał Marek Hendrykowski, autor książki „Do widzenia, do jutra”, poświęconej dogłębnej analizie filmu, która ukazała się w 2012 roku  w Wydawnictwie Naukowym UAM w serii „Klasyka Kina".

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit, sed diam nonummy nibh euismod tincidunt ut laoreet dolore magna Veniam, quis nostrud exerci tation ullamcorper suscipit lobortis nisl ut aliquip ex ea commodo consequat.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Start Work With Me

Contact Us
JOHN DOE
+123-456-789
Melbourne, Australia